Już jako czterdziestolatka, wyglądająca na te lata, ale nie
czująca się nań wcale,
otwieram nowy rozdział "młodych- czterdziestoletnich"
Tymczasem , po zaskakująco "niezaskakującym" wejściu w nowe lata,
przywitana tortem, świecami i zimnymi ogniami przez moją uroczą młodzież sztuk
dwie, a potem przez najbliższą rodzinę od strony męża i skromną, acz szczerą
,delegację znajomych, oznajmiam,że mąż mój rodzony nie wniósł nic od siebie w
ten mój, a jakby nie mój dzień urodzinowy.
Nie tak wprowadziłam ślubnego mego w nowy rozdział, i nie tak wyobrażałam sobie
moje weń wejście...
Nauczona doświadczeniem po raz kolejny -> może kiedyś nauczę się odpłacać
pięknym za nadobne!
*****
Tak zaczęłam pisać dzień po...
W pierwszy dzień marca b.r, następny dzień po kalendarzowym wejściu w nowe,
z
czwórką z przodu, lata urodzinowe.
Odszczekać muszę, bo nie, że powinnam,
tylko MUSZĘ ! -wszystko, co wyżej męża dotyczy!
Że niby nic nie wniósł,
Że zlekceważyć się ów dzień odważył.
I "Miśce" swojej okrągłych urodzin z fajerwerkami nie wyprawił!
A obdarował przecież nader szczodrze wybrankę swą "kudłatą",
Kruszcami wszelakimi i to na dni kilka przed magiczną datą!
Jakaż to naiwność moja była, a złość jaka,
Że w mężu moim "rodzonym" prawie,
Brak inwencji, pomysłów i chęci!
Że w dniu święta mego -> dwudziestego dziewiątego lutego
Potraktował zbyt lekko bez uroczystości wszelakich,
A odśpiewując "sto lat" był nieobecny jakiś.
Prawdą jest,że nic nie chciałam i zaklinałam,
Prosiłam i posłuszeństwo w tym temacie niemal nań wymuszałam,
To jednak nadzieję z każdym bliskim dniem coraz większą miałam,
Że nie posłuchał
jednak i zaskoczyć zechce w sposób niebanalny,
Tak, tu przyznaję, przewrotność domeną kobiet w wieku każdym !
I zaskoczył.
Patrz wyżej, początek wpisu nader wymowny.
W sam dzień urodzin sprawcą był łez moich i żalu wielkiego.
Dopadła mnie znienacka depresja wieku średniego.
Czułam się niezauważona i niedoceniona.
Zanim oczy przeszklone rozpaczą zamknęłam
,
W balonikach z helem dotkniętą duszę oczyszczałam.
Powietrze zeń wciągając i za pamięć wszystkim dziękując,
Wyliczyłam każdego, męża mego świadomie pomijając.
Choć niepoważna w tonie , to w sercu poważnie zraniona.
Taka to radość z dnia mojego była ,
Zasnęłam więc lekko przybita, niczego nieświadoma!
W k r ę c o n a.
W butelkę nabita.
Jak rybka-(zodiakalna przecież)-haczyk połknęłam
I owinęłam się jeszcze wokół własnych sideł złości i braku spostrzegawczości.
Życzenia wkręcających nieświadomie spełniałam.
I krok po kroku ,książkowo, misterny plan, bez cienia podejrzeń realizowałam.
Pięć dni później.
W sobotę, 5 marca roku pańskiego-> dwa tysiące szesnastego,
Zaproszona byłam na recital Michała Żebrowskiego.
Do teatru zatem „Miśka” się wyszykowała,
Ze szwagierką, co na pierwszy ogień do realizacji wkrętu wytypowana została.
Jakież zdziwienie moje było, że nie ów aktor ,wyżej wspomniany, a żebrak jakiś , nierób i złodziej, przemienił
kulturalne wydarzenie w haniebne widowisko,
I z łupem w postaci torebki ,imienniczce mej wyrwanej,
Pędził przez miasto w kierunku tylko sobie znanym.
Nieświadoma niczego, mistrzowski spektakl ze mną w roli głównej -zagrałam
Strach, złość, bezsilność i niemoc mną
dotkliwie targała,
Irracjonalność z trzeźwym umysłem na zmianę się przeplatała.
Słów na wszystko brakuje!
Nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeżyje!
Podążałam w pościgu za złodziejem ,
Nie torebki, a emocji moich,
Dając upust reakcjom kompletnie
nieswoim.
Weszłam w to bez reszty.
Otumaniona szybkim zdarzeń przebiegiem,
Z ostrożnością wrodzoną goniłam za
zbiegiem.
Weszłam w to.
Od stóp w lakierowane szpilki obute ,
Po uszy w brylanty od męża nakute.
Weszłam w to.
Z falami na włosach półdługich, co siwy
kosmyk farbą ciemną kryję,
By potem odświeżać, gdy się kolor zmyje.
Weszłam w to.
Z małą czarną na ciele dojrzałym,
Mimo ćwiczeń wielu ,wciąż niedoskonałym.
Weszłam
w to.
Ze szminką na ustach w klasycznej czerwieni,
I tu z miejsca plastykowi memu szczerze dziękuję ,
Że naturalna ich wąskość , już
mnie nie frustruje.
Weszłam.
W pełną zdarzeń scenerię miasta mrokiem
powitą,
Gdzie spektakl urodzinowy się toczył,
I
krew moja , jak fala się spiętrzyła,
Drżąc mym ciałem
wątłym, nerwami wodziła.
Weszłam.
Za sprawcą z cnót wszelkich ozutego,
Do miejsca , gdzie otchłanią ciemną ziało,
Choć na parterze lokalu kilka osób
siedziało.
Szłam.
Przed siebie, snując w głowie najgorsze scenariusze,
Szłam.
Przeżywając wewnątrz potworne katusze.
Szłam.
Zaćmiona i nieopisanie przerażona,
Szłam.
Namowami męża przez telefon podstępnie zwabiona,
A serce rozdarte z rozsądkiem bój głuchy toczyło,
Jedno z drugim o pomoc bliźniemu wewnątrz mnie walczyło.
Błędnym więc wzrokiem ślepo podążałam, truchtając ciągle nieśmiało,
Za pewnym krokiem towarzyszki mojej, przez zuchwałego złodzieja -pokrzywdzonej.
W obce mi, ale jej dobrze znane ,skwapliwie mnie doprowadzono,
I finalnie, happy endem, na trzecim stopniu stromych schodów przemiło zaskoczono!
Tłumem gości, śmiechem, okrzykiem ("mamy cię" ) i petardami,
Śpiewem ,tańcem oraz (wierzę) szczerymi życzeniami!
Wkroczyć w nowe dane mi hucznie
było,
Dużo się śmiało,jadło i piło
Krótko mówiąc -> fenomenalnie bawiło!
Nie takie straszne , choć okrągłe i z oczami wielkim,
Urodzinowe czterdzieste z moimi najwspanialszymi pod słońcem- NAJBLIŻSZYMI!
Płakałam tam jak dziecko łzami rzewnymi ,
Że tak się dałam ogłupić akcjami fikcyjnymi.
Makijażowi ,słone łzy radę dały,
I na widok wszystkich przybyłych ,obraz wzruszenia na mym licu namalowały.
A, że emocjom skrajnym końca nie było,
To dosłownie hasło klucz "rycząca czterdziestka"- jak rzep
się mnie wtenczas uczepiło!
Ku końcówce wpisu, na prędce stworzonego,
Nadmienię, że znam plusy i minusy nowego wieku mego.
Doświadczona, owszem, ale wciąż ambitna,
Wyrozumiała,tolerancyjna i cierpliwa ze mnie kobitka.
Humorem chętnie tryskam, gdy czas ku temu najdzie,
Uśmiechu unikam, gdy w ubytki mak wejdzie.
Delikatna, serdeczna, ciepła i cicha,
Zazdrosna o męża ,tak, na tym punkcie mam bzika!
Uwodzicielska (czasem), pewna siebie i zwinna,
A przy tym szczera, skromna, uczciwa i do granic rodzinna.
Wad też mam sporo, więc omijać trzeba je łukiem szerokim,
Bo nie zmieściłyby się nawet w oceanie głębokim.
Bez lukrowania dodam tylko szczerze,
Że mimo ułomności wielu ,wciąż wysoko mierzę!
Podsumowaniem do opisu tego,
Powierzchownie i dogłębnie przeanalizowanego,
Jest zgodzić z faktem i prawdą dotkliwą
Że nie jestem już młódką , a kobietą leciwą.
Ale niech wszyscy wiedzą , że duch mój wciąż młody!
I byle czwórką z przodu , nie pozwolę przytłoczyć wewnętrznej urody!
***
W podziękowaniu wszystkim , którzy oskarowo role aktorskie
zagrali,
I spektakl urodzinowy dla mnie fantastycznie zaaranżowali:
Najdrożsi,
Szczęście mam wielkie mieć Was wokół siebie,
Bo życie moje ziemskie
z Wami , jest boskie jak w
Niebie!
Kocham Was miłością czystą moi mili
I chciałabym tylko,
żebyście Miście z Czarto zawsze
dobrze życzyli :)
Kocham Was!
„Miśka” P. z „Czarto”