Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło.
Nie awansowałam, nie schudłam, nie zmieniłam męża, nie wygrałam w totka,-
(choć prawie ... bo czwórka to jakaś wygrana )
Nastała Wiosna.
Moja 38-a.
Po raz pierwszy od długiego czasu nie zwariowałam na jej punkcie. Chyba.
Palma mi nie odbiła. Nie szaleję z porządkami na miesiąc przed Świętami, choć akurat na ten czas już powinnam intensywniej nad nim przysiąść,jak chcę do Wielkanocy z nimi zdążyć...
Ograniczam wydatki na nowe zielsko-(kto ma kawałek ziemi, ten wie,że sezon letni = ziemia za paznokciami )
Wogóle, jakaś cała ograniczona w radości na tę Wiosnę jestem.
Za to częściej niż zwykle mnie " nosi"
Wiosenne burze przed nami, może więc tak mój organizm reaguje na myśl o nich.
W każdym razie chciałoby się samemu nie wiedzieć co.
Jak ? Z kim? I z czym?- Też się nie wie.
Coś jednak by się chciało.
Zmiany? Niekoniecznie.
C o ś.
Lecę więc pewnej słonecznej soboty z moją młodzieżą do galerii.
Autobusem. W te i wewte. Jak na wiosenny wyjazd przystało.
Samochód w posiadaniu drugiej połówki-( taki pakiet na co dzień i od święta)
Zapowiada się miło.
Sobota. Słońce. Dobry nastrój. Zakupy. Latorośl sztuk dwie i ich matka.
Nie ma z nami strażnika od poczucia bezsensownie upływającego i straconego czasu-(czyt.męża i ojca naszych dzieci)
Nie ma Go. Znaczy się jest moc.
I w o l n o ś ć - ta myśl zawładnęła przez chwilę matczynym umysłem.
Rozchodzimy się , każde w swoją stronę.
Młodzi na prawo, "stara" na lewo , na wprost, przez siebie, byle dalej , byleby...
Do przodu. Gdzieś i po coś.
Sama przecież nie wie po co. Czego szukać, by radości odrobinę w tym znaleźć.
Szukać wogóle czy wystarczy przelecieć się i oczy nacieszyć nowością,innością wolnością...
Zmęczyć.
Za m n i e j niż godzinę spłukani nastolatkowie dzierżą w ręce upolowane zdobycze i są gotowi do wyjścia.
Ich matka do płaczu.
Nie zdążyła się bowiem niczym nacieszyć.
Poganiana przez syna, z niepokojem stwierdza,że posiadł on wiele cech po swym ojcu.
Jej dziewcze ,to dla odmiany, świetny kompan do długoterminowego buszowania między regałami, ale z gospodarnością niestety jest bardzo na bakier, więc mieści się w czasie, który preferuje jej brat i ojciec.
Sama nie wiem, co gorsze...
Wiem natomiast, że na nic się zda nastrojowa muzyka,ciepłe światło i wysmuklające lustra w przymierzalni, gdy poddajesz się pod ocenę- nastolatce, która , za twoją usilną namową, pomocą swą ma ci (z założenia twego) -dzielnie służyć.
I uwierz mi, przeklinasz chwilę, gdy usta o pomoc tą poprosiły.
Zaciskasz zęby i pieści , gdy w pocie czoła kolejny łach z grzbietu zdejmujesz .
Spodni nawet nie mierzysz, nie znajdziesz w nich uznania w oczach dziecięcia twego.
Nogi i tak masz z d e c y d o w a n i e za krótkie do rurek,a żaden inny fason w grę wogóle nie wchodzi.
Ten"potwór" na własnej piersi wykarmiony, bez mrugnięcia okiem, wytknie ci najdrobniejszy mankament twojej sylwetki i uświadomi enty już raz- jak baaaardzo daleko ci do ideału.
Odechce ci się wtedy wiosny nie tylko w garderobie...
Jeśli jednak nabędziesz coś w drodze szeroko rozumianego kompromisu, pamiętaj, pozwoliła ci to wziąć tylko dlatego, że oczami swej bujnej wyobraźni wybiegła w całkiem niedaleką przyszłość i zestawiła w swojej małoletniej główce , uwaga! twoją nową "górę" z jej nowymi dżinsami...
I nie myśl, że to ty te dżinsy na siebie niebawem "wbijesz".
Wróciwszy do domu z półlitrową butelką wody pod pachą i przeświadczeniem, że "wolność" ciągle jeszcze brzmi dla mnie obco, wierzę,że i w tym roku Wiosna mnie jeszcze pozytywnie rozkręci.
Damy sobie wzajemnie szansę ;)
Ps-
Żeby nie było- Kocham moje małolaty, bardzo, baaaaardzo!
A życie bez nich nie miałoby sensu!