piątek, 3 stycznia 2014

Całkiem Nowy...

Chciałabym zacząć oryginalnie, ale chyba weny brak :/
Niech więc życzenia wszystkiego najlepszego w Nowym Roku rozpoczną ten post w nieoryginalnym stylu, acz szczerze z głębi serca wystukane na klawiaturze mojego Asusa.


Mamy zupełnie Nowy Rok po udanym Starym!
I pomyśleć,że gdy wybiła północ, ja nie miałam sprecyzowanych postanowień na kolejne 365 dni!
Stojąc w 14cm szpilkach,przechylając kieliszek szampana i poprawiając rozwichrzone po kilku godzinach wymiatania na parkiecie włosy do pamiątkowego zdjęcia-( które zresztą od początku tak wyglądały, bo tradycyjnie nie skorzystałam z usług fryzjera), przez chwilę się nawet zmartwiłam.
Nie,nie tym, że nie ustoję już ani minuty dłużej w mych eleganckich szczudłach,w których czułam się (bo chyba nie wyglądałam) jak modelka z żurnala, tylko tym,że nie mam celów i planów na najbliższy dłuuuugi  Rok :/
Uprzejmości, uściski,życzenia i petardy -(na które nawet nie wyszłam z sali) rozproszyły w mig moje zmartwienia.
Wróciłam na parkiet i wiłam się w rytm coraz mniej znanych i lubianych taktów oraz z bólu, bo kolana siadały...

Dziś  naJszLa mnie  chwila refleksji. 
Odświeżyłam swoje marzenia.Odświeżyłam, bo stare są.
Nawet bardzo.
Jak Rok, który minął.
Jak wiele minionych starych lat.
Jak ja sama ... (no może niewiele młodsze, hehe)

Odświeżyłam to, co celem się mym stało na Rok ten Nowiuśki.
Nie sama. Nie.
Pomogła mi w tym siostra.
Ta, która zwykle daje mi kopniaka do działań wszelakich.
Często sama ma z tym problem, ale mnie motywuje i przypomina o tym,by działać.
Nie stać w miejscu.
A już na pewno,broń Panie Boże,się nie cofać! (nie mylić: nie oglądać wstecz, za siebie!)

I Ona, ta siostra, co życie w świecie ma chęć sobie ułożyć w tym Roku Nowym, pomogła mi (przypadkiem) postanowienia noworoczne  w sobie odnaleźć.

Nie będę zapeszać.
Będę działać ;)

i mierzyć wysoko ;)



Ps-
gdybym miała podsumować minione Święta,a zwłaszcza wieczór wigilijny, to nauczona doświadczeniem, już nigdy nie pozwolę sobie pomóc,by następnym razem (o ile się jeszcze kiedyś zdecyduję) wieczerza  zaczęła się o właściwej porze!
 Przygotowania i chęć zaskoczenia zaproszonych gości ,diabli wzięli w chwili, gdy owi  goście zaskoczyli mnie i zawitali 2h przed czasem, by gospodynię usilnie wesprzeć!
(Damn it!)
Tym sposobem do kuchni trudno było się dopchać, a stół "dopieszczałam" pospiesznie w termolokach ,z twarzą tylko połowicznie przygotowaną do jej oglądania.

Musiałam więc ostro zagęścić ruchy ,by ratować "przedwcześnie utracony" czas oraz (lekko?) kulejący  wizerunek gospodyni tego wieczoru  i perfekcyjnej pani domu -(Gośka R. miałaby świetny materiał na program!)

***
Ale...(?)
Chyba się jednak udało.
I dobrze Im wszystkim  na ten czas u nas było.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy wpis/ komentarz.